PLEŚŃ
Przyroda nie znosi próżni i zawsze, że tak się wyrażę - kurcze, coś się lubi he, he, rypnąć.
Przedwczoraj, zwabiona podejrzanym smrodkiem zajrzałam do szafy, wiedziona zas nosem na pewniaka sięgnęłam po reklamówkę z liśćmi dębu.
No niestety:
:(Ale byłam zła. Wrrrrr ...
Od początku wydawały mi się trefne, niektóre z liści – czy z tych rosnących jeszcze na drzewach, czy tych opadniętych pokryte były lekkim białym nalotem. Tych nie zbierałam. Jednak jak widać chorobą dotknięte były chyba wszystkie, znaczy się większość w tym lasku - czy to było widoczne gołym okiem czy nie. A może to również kwestia przechowywania?
W sumie nie ma tego złego – jakby mi tak spleśniały podczas hibernowania ... albo i nie spleśniały ale któryś z żółwi by jaką grzybicę dróg oddechowych załapał czy coś w tym stylu – nie wiem jakie były by szanse, ale to podpowiada mi wyobraźnia ...
Tak czy siak w łikend będę musiała po raz kolejny udać się po liście. W tym sezonie dęby sobie odpuszczę. Albo zmienię las. Hmm ...
- Ines's blog
- 2634 odsłony
Odpowiedzi
1 comment postedWydaje mi się że mogły być niedosuszone, co w powiązaniu z ograniczonym dostępem powietrza spowodowało że wilgoć nie mogła w odpowiednim tempie uciekać, a gdzie martwa materia i wilgoć tam i pleśń. Najbezpieczniej chyba wyszuszyć w cieple np. lekko nagrzanym piekarniku tak aby wszytko szybko wyparowało, ale zwyczajne suszenie liści rozłożonych cienką warstwą w temperaturze pokojowej dawało mi nieraz też dobre efekty.
Ciekawe jest to, że wczesną wiosną zbierałam w lesie stare opadłe liście (też dębu), które całą zimę przeleżały pod śniegiem, tuż przy mokrej ściółce, wielokrotnie przemakały deszczem a mimo to wiosną były suche i bez śladów pleśni, tylko potraciły kolor, pozatym wyglądały jak normalne suszone liście... Zastanawiałam się dlaczego tak jest, że takie liście w naturze nie pleśnieją...